Zastanawiając się nad obecnym systemem pierwszego kontaktu z Służba Zdrowia musimy cofnąć się o 20lat. W owych latach miałem przyjemność studiować medycynę. W tamtych czasach decydując się na studia medyczne, każdy chciał być profesorem specjalistą. Idąc na studia wojskowe "każdy" chciał być generałem i analogicznie idąc do seminarium być papieżem. Zatem w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych każdy chciał pracować w Klinice, Akademii Sztabu Generalnego oraz Watykanie. Nikt nie chciał pracować w Izbie Przyjęć, Poligonie czy w Kościele na wsi. Choć może właściwszym słowem w tym przypadku jest "służyć".
W pewnym momencie "ktoś" z rządzących zafascynowany modelem służby zdrowia w Holandii wpadł na pomysł ustawy o lekarzach rodzinnych. O wszystkim pomyślał za wyjątkiem:
PodejściaPacjentów w Polsce. Polski pacjent tym różni się od szwedzkiego:
-
Pacjent szwedzki po zachorowaniu idzie do Lekarza pierwszego kontaktu (lekarz rodzinny).
-
Pacjent polski po zachorowaniu idzie do Lekarza Specjalisty.
W wyniku tej sytuacji:
-
Mamy lekarzy, którzy chcą być specjalistami
-
Pacjentów chcących się leczyć u lekarzy specjalistów
-
Rząd mający inną koncepcję.
-
Mamy chaos w służbie zdrowia.
Pacjenci są skazani na "front" służby zdrowia. Lekarze nie chcą pracować na linii frontu. Zgodnie z zasadami ekonomii dotyczących popytu i podaży cennik pracy na linii frontu zaczęły rosnąć. Do pracy w ramach "pospolitego ruszenia" trafiły osoby mające dyplom lekarza. Psychiatrzy, Patomorfolodzy, Lekarzy wykładający Fizjologię i Patofizjologię zaczęli "prostytuować" się w Pogotowiu i Nocnej Pomocy Doraźnej. Próby "odstraszenia" tych lekarzy przez ustawy nie powiodły się, gdyż spowodowały paraliż służby zdrowia. Reasumując na pierwszej linii frontu (Pogotowie, Nocna Pomoc Lekarska) pracują ("służą") dwie grupy osób.
-
Osoby chcące pracować w tej dziedzinie, posiadające lub specjalizujące się w medycynie rodzinnej i medycynie ratunkowej.
-
"Prostytuujące" się i nie interesujące się w/w specjalizacjami.
Problemem nierozumianym przez pacjentów jest fakt, iż lekarze są ludźmi. To ludzie którzy są zaprogramowani, aby spać w nocy i w dzień działać. Wynika z tego fakt, iż jakość badania, a mówiąc językiem naukowym "czułość i swoistość" o godzinie 2 rano jest inna niż o godzinie 10 rano.
"Pewien" polski specjalista ortopedii pojechał do Kraju Skandynawskiego pracować w szpitalu na Oddziale Ortopedii i Traumatologii. W nocy przyjął pewną starszą kobietę z złamaniem zamkniętym. Powiedział spokojnie jej i synowi, iż będą rano operować. Wszystko zostało w pełni zrozumiane i zaakceptowane. Tylko tym synem z którym rozmawiał "polski" lekarz był premier kraju. Zdziwił się, iż Pan Premier nie jest zdziwiony.
Innym problemem są stosunki między samymi lekarzami. Ideą Szpitalnych Oddziałów Ratunkowych wyznawanych przez innych lekarzy jest zatrudnianie na SOR dr House. Pacjent na SORze musi być zdiagnozowany w 24godziny. Ja wyznaję myśli Lisy Sanders (konsultantki filmu dr House) skierowanej do lekarzy szpitala w stosunku do Oddziału Ratunkowego:
"Nigdy nie wierz lekarzowi ratunkowemu odnośnie rozpoznania. Ale jeśli lekarz SOR twierdzi iż dany człowiek jest chory to tak jest. Lekarze SOR-u wiedzą jak wyglądają chorzy!!!!!!!!!"
Pracując wiele lat widziałem wiele systemów i rozwiązań w służbie zdrowia. Według mnie najlepszym systemem było umiejscowienie SORów i NPL w jednym miejscu. Osoba wchodząca do budynku była podana procedurze TRIAGE. W lewo Nocna Pomoc Doraźna i w prawo Szpitalny Oddział Ratunkowy. Żaden z pacjentów nie był odsyłany.
Mam nadzieję, iż tekst napisany przeze mnie nie obniżył czytelnikowi GCS do 8 co mogłoby skutkować zaintubowaniem zgodnie z standardami ALS.
Wniosek:
-NPL i SOR w jednym miejscu.