TRANSPORT PACJENTA

Temat na pozór prosty, niewymagający specjalnie rozpisywania się, bo i niby o czym? Ot przyjechać, zaprosić do ambulansu (jak mawiają ratownicy z zaprzyjaźnionej stacji pogotowia, jeżdżący karetką z napędem 4 x 4: ?pronto na Quattro?) i zawieść do szpitala. Czasami zdarza się też chory ?chory? i wtedy trzeba go do tej karetki zanieść. O tych kuriozalnych zdarzeniach, gdy ktoś naprawdę potrzebuje pomocy ratownika a nie taksówki, nie będę tutaj pisał.

Droga do pacjenta.
Mimo, że zwykle poza długopisem i krzesełkiem innych akcesoriów u pacjenta nie używamy, to bywają przypadki, gdy banalne wezwanie złośliwie zamienia się w coś poważnego. Gdy nie mamy ze sobą ?defa?, gazy, tlenu, płynów, ssaka czy ?ambu? to okazuje się, że jest to akurat konieczne. Wiem, że setki albo i tysiące razy każdy z nas targał te klamoty niepotrzebnie i po pewnym czasie człowiek ma już tego serdecznie dość (po czym poznać żółtodzioba? ? po ilości sprzętu, który nosi). Ale jeśli stan pacjenta będzie ciężki a do karetki jest kawałek drogi, to może się okazać, że nasza nonszalancja kosztowała czyjeś życie. Dlatego, szczególnie w zespole dwuosobowym, warto po drodze do pacjenta zadać sobie następujące pytania:

  • co możemy zastać?
  • jaki sprzęt i leki mogą być nam potrzebne natychmiast?
  • czyjej pomocy możemy ewentualnie potrzebować?
  • jak podzielić się zadaniami?

Transport.
Mamy kilka możliwości zabrania pacjenta z domu do karetki. Począwszy od noszy, poprzez deskę, matę, podbieraki i krzesełko do jego własnych nóg. Ale nawet, gdy pacjent sam przechodzi do samochodu, należy pamiętać o asekuracji. W każdej chwili może on stracić przytomność i upaść.

Pacjent w karetce.
Jego miejscem są nosze. Kropka. Umożliwiają one transport na siedząco, leżąco, na desce, w pozycji Trendelenburga i jego odwróconej wersji i co tam jeszcze przyjdzie nam na myśl. Dlaczego tylko tu? Proszę sobie wyobrazić, co stanie się z pacjentem transportowanym na krzesełku kardiologicznym w przypadku gwałtownego hamowania lub przy zderzeniu? Jak pomóc pacjentowi siedzącemu w fotelu, u którego dojdzie do omdlenia, napadu drgawek czy nzk? Gratuluję ratownikowi, który otyłego, nieprzytomnego pacjenta przeniesie wtedy na nosze.

Transport małego dziecka.
Zwykle jest to problem, bo większość karetek nie jest wyposażona w odpowiednie do tego pasy dziecięce, które dopina się do noszy. Pół biedy jeśli jest ono w takim stanie, że używamy pedipacka, ale trudno zapinać w niego wszystkie chore dzieci. Sadzanie matki na fotelu a dziecka u niej na kolanach jest błędem i poważnym zagrożeniem w czasie gwałtownego hamowania- matka nie utrzyma wtedy dziecka samymi rękoma. Przypinanie obydwojga jednymi pasami też nie jest najszczęśliwszym pomysłem- groźba zgniecenia dziecka. Wyjściem z sytuacji jest posadzenie matki tyłem do kierunku jazdy (najlepiej na noszach), przypięcie jej pasami i dopiero umieszczenie dziecka na jej kolanach.

Ratownicy.
Zwykle nonszalancko nie zapinają pasów, bo przecież po co? Siadanie bokiem do kierunku jazdy, pozycja stojąca w czasie transportu lub siadanie na noszach (bo krzesło już zajęte przez pacjenta) to częsty widok. Cóż mogę powiedzieć? Karetka też ulega wypadkom. I nie mam zamiaru straszyć śmiercią czy kalectwem. Wystarczy dobrze się poobijać lub coś złamać. Trzeba więc, za każdym razem gdy rusza karetka zadać sobie pytania:

  • czy wszyscy mają zapięte pasy?
  • co się stanie, z każdym kto jest na pokładzie, przy gwałtownym hamowaniu?
  • czy będę miał/ miała z czego żyć, jeśli nie będę mógł/ mogła pracować przez kilka tygodni?
  • czy stać mnie na płacenie odszkodowania osobie, której prawidłowo nie zabezpieczyłem na czas jazdy?

Opieka.
W czasie transportu odpowiadamy za decyzje, które podejmujemy (albo ich brak) aby dowieźć człowieka do miejsca docelowego w stanie przynajmniej niegorszym niż był. Dotyczy to lekarza lub wszystkich członków zespołu, jeśli go nie ma. Aby podołać temu obowiązkowi musimy zawsze na bieżąco monitorować stan pacjenta. Jazda z przodu i pozostawienie pacjenta samego w przedziale medycznym na pewno tego nie umożliwia. Czasami wystarczy sama obserwacja ale zwykle bezpieczniej jest podłączyć przynajmniej pulsoksymetr a jeszcze lepiej monitor. Schody zaczynają się przy pacjencie na respiratorze z niskim ciśnieniem. Sam monitor i pulsoksymetr to stanowczo za mało ? zbyt łatwo przegapić PEA. Więc jeśli nie mamy kapnografu to zostaje tylko jazda z ręką na tętnicy.
Chociaż są też tacy, którzy twierdzą, że każdy rytm kiedyś pogorszy się do takiego, który znasz i umiesz leczyć a ponadto asystolia ma tę zaletę, że jest bardzo stabilnym rytmem, więc nie musimy zbytnio zawracać sobie głowy monitorowaniem?
Pytanie czy natychmiast zauważę, że pacjent:

  • ma zaburzenia rytmu serca?
  • stracił przytomność?
  • wpadł we wstrząs?
  • przestał oddychać?
  • ma PEA?

Przekazanie.
To co najbardziej interesuje lekarza SOR, który przyjmuje pacjenta to powód, dla którego do niego trafił. Następnie kiedy to się stało, jak zmieniało się w czasie i co zrobiliśmy. Potem możemy się rozwinąć i poopowiadać o dolegliwościach, uczuleniach, przyjmowanych lekach, dręczących chorobach i ostatnich wieczerzach. W dobrym tonie jest wspomnieć też słowo o okolicznościach zdarzenia. Pamiętać należy, że dobrze widziane jest poparcie własnych słów kartą informacyjną ze szpitala oraz reklamówką leków, jeśli takowe w domu namierzyliśmy.
Jeżeli przekazujemy ważne dokumenty lub rzeczy (czy to osobiste czy medyczne), warto przekazać je za pokwitowaniem, aby uniknąć potem nieporozumień kto zapodział np. sztuczną szczękę czy dowód osobisty.

Odmowa.
A co zrobić jeśli delikwent nie chce pojechać z nami po dobroci?. Najpierw musimy upewnić się czy wie co czyni. Najlepiej zadać mu kilka kontrolnych pytań dotyczących zorientowania co do czasu, miejsca i własnej osoby. Jeśli odpowie na nie, to przedstawiamy mu czarny scenariusz dalszego rozwoju choroby do kalectwa i zgonu włącznie. Gdy dalej trwa przy swoim stanowisku to pozostaje nam poinformować go o możliwości zmiany decyzji i nakłonić go do przedstawienia swojej woli na piśmie z czytelnym podpisem. Na koniec opisać jeszcze szczegółowo przebieg całego zajścia. Warto zadbać też o podpis jakiegoś świadka całego zdarzenia. Dopiero to daje nam realną szansę obrony. Postawienie jedynie krzyżyka w polu ?nie wyraził zgody? niewiele nam daje.
Opisując kartę wyjazdową zastanawiamy się, czy wynika z niej bez żadnych wątpliwości, że:

  • chcieliśmy zabrać pacjenta do szpitala?
  • był on świadomy zagrożenia?

Wezwanie ?kawalerii? (powietrznej)
Kiedy wzywać pomoc? Zawsze, gdy istnieje realne ryzyko, że sobie nie poradzimy lub gdy okazuje się, że sytuacja nas przerasta. Również wtedy, gdy zależy nam na czasie. I nie powinno się z tym zwlekać bo to wstyd. Dużo większym wstydem jest, gdy pacjent odniesie uszczerbek na zdrowiu lub umrze, bo tej pomocy nie wezwaliśmy na czas. I tak np. gdy jedziemy do zderzenia 2 samochodów to na pewno mamy przynajmniej 2 poszkodowanych. Trzeba wezwać drugi zespół lub śmigłowiec, zanim dojedziemy na miejsce. Jeśli się okaże, że nie jest to potrzebne to najwyżej zawróci się go z drogi. Jeśli czas dojazdu na miejsce karetki jest krótszy niż śmigłowca to nie szkodzi- zespół może wykorzystać ten czas na przygotowanie pacjenta do podróży do ośrodka, do którego helikopter dotrze znacznie szybciej.
Częstym błędem jest natomiast wzywanie transportu lotniczego, gdy możemy dotrzeć do docelowego szpitala szybciej niż śmigłowiec. Do takiej sytuacji dochodzi gdy nie znamy realnych możliwości transportu lotniczego.
Np.: pacjent z OZW STEMI w miejscu oddalonym o 90 km od Kardiologii Inwazyjnej. Karetka pokonuje to w około 1 godziny a helikopter w jakieś 25 minut. Ale- czas wezwania śmigłowca poprzez CPR (a czasami i dyspozytora krajowego LPR) to min. 5 min. Dwa starty i dwa lądowania dla śmigłowca to około 10 minut. Przekazanie pacjenta, przełożenie i przygotowanie go do lotu to minimum 10 minut ( w praktyce, jeśli stan jest ciężki to jest to bliżej 20 min). Czyli jeżeli zespół wzywa śmigłowiec dopiero, gdy pacjent jest już przygotowany do transportu, to jego czas staje się już porównywalny. A gdzie czas dolotu śmigłowca do miejsca zdarzenia? Nie zawsze przylatuje śmigłowiec z najbliższej bazy- czasami jest zajęty i wtedy jest wysyłany bardziej oddalony. W efekcie pacjent dociera do szpitala dużo później niż gdyby pojechał karetką.
Dlatego zanim wezwiemy LPR do transportu to musimy poznać odpowiedź na następujące pytania:

  • za ile czasu mogę dotrzeć do miejsca docelowego?
  • jaki będzie rzeczywisty czas dotarcia śmigłowca do mnie?
  • jaki będzie rzeczywisty czas dotarcia śmigłowca do celu?

Zwykle transport pacjenta nie stwarza żadnych problemów i jest dziecinnie prosty. Pomijając problemy techniczne związane z masą ciała lub odległością do karetki (też macie wrażenie, że im większy dom, tym pacjent leży dalej od drzwi a meble zwykle stoją w taki sposób, że nosze się nie mieszczą?) Czasami jednak rutyna i złe nawyki mogą być przyczyną nieszczęścia. Mój wyjazd z przed wielu lat:

Dachowanie samochodu z dwojgiem pasażerów w podeszłym wieku. Wyszli z tego właściwie bez szwanku. Mężczyznę zapakowałem w kołnierz i na deskę (trochę bolała go szyja) a kobietę posadziłem na fotelu pielęgniarki. Zespoły były wtedy 4 osobowe więc dziewczyna stała. Zasuwamy na ?bombach? i nagle na krzyżówce zajechał nam drogę inny samochód. Próba łosia, ostre hamowanie i cudem nie doszło do wypadku. Ale? mężczyzna poleciał do przodu razem z deską, która nie była przypięta. Uderzenie głową o szuflady i duża rana szczytu głowy. Kobieta nie miała zapiętych pasów- znalazła się na podłodze. Gdzieś po drodze wybiła ząb- chyba na butli od tlenu. Pielęgniarka przemieściła się z przedziału medycznego na moje kolana. Złamany nadgarstek i ?fifa? pod okiem. Ja też bez pasów. Rozbite okulary, rana grzbietu nosa i stłuczone kolano. Kierowca ? pełne gacie. Ratownik, który był zapięty w pasach wyszedł z tego bez zadraśnięcia.

Comments are closed.