Ratownicy medyczni

Trochę prawdy o nas samych.

Kilka godzin temu zadzwonił do mnie Jacek i mówi: słuchaj stary, trzeba napisać kilka słów o ratownikach w kontekście pracy zawodowej oraz zawodów medycznych. No to jak trzeba, no to siedzę nad tym tekstem. Siedzę. Siedzę tak od godziny i nic sensownego nie przychodzi mi do głowy- wyłącznie luźne myśli i to niekoniecznie związane z tematem. I w momencie gdy już miałem rzucić w diabły to siedzenie, to naszła mnie taka myśl: dlaczego tak trudno w naszym środowisku o osoby, które piszą chętnie i ciekawie? Dlaczego ci ratownicy, którzy mieliby wiele mądrego do opowiedzenia siedzą cicho? Zacząłem się nad tym zastanawiać. Znam bardzo wielu dobrych, elokwentnych ratowników, którzy wcale nie garną się do pióra. Tak w ogóle to znam różnych ratowników- i tych dobrych i tych złych, tych nijakich, tych cichych i tych hałaśliwych. Różnych. Spotykam ich w szpitalu, w karetce, w pracy i po niej. Jacy właściwie oni są?  Co to za ?typy?? 😉  Jako, że lubię mieć w głowie wszystko poukładane, to opiszę Was na podstawie moich przemyśleń lekarza SOR, którym jestem na co dzień,  lekarza zespołu S/ HEMS oraz sędziego zawodów medycznych. 

I tu moment na odrobinę autoreklamy i samochwalstwa ale nie potrafię sobie tego odmówić 😉 :

Ostatnio zaangażowałem się w zawody o Puchar Prezesa Zarządu Falck Medycyna (http://fundacjaprometeusz.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=668:mistrzostwa-wgorzewo&catid=42). Początkowo z pewną dozą nieśmiałości ,ale obecnie wkładam w nie dużo serca. Chcę żeby były ciekawe i czegoś uczyły. Postawiliśmy w nich przede wszystkim na realizm sytuacji i profesjonalizm na każdym etapie. Nie ukrywam, że wzorcem jest dla mnie Rallye Rejviz (http://rallye-rejviz.com ).  Póki co, są to zawody zamknięte dla korporacji Falck a trochę szkoda. Myślę, że otwarte współzawodnictwo byłoby? powiedzmy zdrowsze 😉

A teraz ad rem, czyli wracajmy do swoich baranów: cóż mogę o Was powiedzieć, ratownicy?

Czasami (szkoda, że tak rzadko) to starzy wyjadacze i fachowcy, z którymi przyjemnie się pracuje. Pasjonaci, którzy swoją postawą zmuszają mnie do ciągłej nauki. Na co dzień bardzo zapracowani, świadomi swoich umiejętności, wykonują swoją pracę bardzo kompetentnie. Niestety zwykle też są już znużeni rutyną, odarci ze złudzeń i trochę jakby wypaleni przez szarą rzeczywistość dnia codziennego. Odżywają gdy napotkają na swojej drodze wyzwanie, które zmusi ich do myślenia i działania pod wpływem dużej dawki adrenaliny. Pracują często grubo ponad 300 godzin miesięcznie ale mimo to chętnie znajdują czas na zawody, często kosztem rodziny i snu. Mam wrażenie, że ten gatunek jest zagrożony wymarciem.

W tej nielicznej grupie dobrych ratowników znajdują się też młode wilki. Świetnie wyszkoleni, głodni medycyny, jeszcze nie do końca mający wiarę we własne umiejętności. Pełni energii i zapału przeżywają swoje sukcesy i porażki. Chcą być dobrzy i starają się czegoś nauczyć, świadomi swoich braków szybko zdobywają doświadczenie. Staramy się w Fundacji odnajdywać takie diamenty i pomóc w miarę możliwości stać się lepszymi ratownikami.
Najpowszechniejszym zjawiskiem jest ratownik, który ma zapał ale brakuje mu umiejętności. Sprawa rozbija się głównie nie o brak wiedzy a raczej o brak ćwiczeń oraz brak osoby, która im wskaże drogę. Brakuje swego rodzaju lidera, mentora, który potrafiłby kształcić młody narybek. Nazwę go poszukiwaczem. Może dlatego, że on chce się nauczyć ale nie ma możliwości. Kolejny raz powtórzę: szkoła daje podstawy- bez tego nie ma mowy o byciu ratownikiem ale zawodu możesz nauczyć się tylko w pracy. Pod warunkiem, że masz od kogo.

Kolejną dużą grupą jest taksówkarz.  Ratownik, który został ratownikiem chyba z braku lepszego pomysłu na życie. Słyszał gdzieś kiedyś o wytycznych, sukcesem jest jak wie, że ma jakiś sprzęt w karetce. O obsłudze go ma już zwykle blade pojęcie. Radośnie wozi pacjentów do SOR nie przejmując się specjalnie swoją rolą. Zwykle jest to całkiem inteligentna osoba, która chyba traktuje ratownictwo jako stan przejściowy w swoim karierze zawodowej. Choć czasem mam wrażenie, że nie do końca sobie zdaje sprawę z odpowiedzialności, która na nim ciąży. Całe szczęście, że 99% wyjazdów karetek jest do stanów braku zagrożenia życia, więc zwykle taksówkarz nie zaszkodzi. Pomocy też się nie spodziewam. 

Turboratownik. Nadal dosyć częste zjawisko. To ktoś, kogo się trochę boję. Przekonany o swojej nieomylności i olbrzymiej wiedzy, wprowadza w czyn różne mniej lub bardziej zaskakujące mnie procedury. Zwykle pacjenci są dosyć odporni, więc najczęściej mamy szansę jeszcze coś zrobić. 

I ostatnia, najrzadsza grupa, która trafia się w każdej profesji. Nazwę go kolegą. Ktoś kto pomylił zawód. Dlaczego tak?  Bo nasuwa mi się złota myśl jednego z moich nauczycieli akademickich, który zawsze, gdy złapał kogoś z nas na niewiedzy powtarzał: ?kolego, jest tyle innych zawodów, w których możesz chodzić w białym fartuchu- nie musisz po to zostawać doktorem?. Czasami sądzę, że szkoła skrzywdziła takiego kolegę dając mu dyplom ukończenia. 

sowinski

Robert Sowiński-lekarz, chirurg, specjalista medycyny ratunkowej.

 

Comments are closed.