Przystanek Jezus

Witam serdecznie,

W dniu 6. lipca byłam po raz kolejny na Stadionie Narodowym w obstawie medycznej.
Wiedziałam, że będzie to inna praca niż dotychczas, ale do końca zastanawiałam się czego mogę się spodziewać. Jak zwykle przyszliśmy wcześniej, większość z nas się już znała, więc atmosfera była bardzo sympatyczna.
Odprawa - i tu pierwsze zaskoczenie - jak ktoś zemdleje, upadnie, nie reagujecie do momentu, aż wolontariusz lub ktoś inny was nie poprosi. Odruch zawodowy lekarza, ratownika, pielęgniarki jest zupełnie odwrotny.
Wychodzę na płytę boiska z towarzyszącym mi ratownikiem i duże zaskoczenie.
Odniosłam nieodparte wrażenie, że gdyby stadion był większy, też byłby zapełniony, od razu zwracam uwagę na swoich potencjalnych pacjentów. Widzę całe Rodziny z dziećmi - pełen przekrój wiekowy, karimaty, koce, jaśki, lodówki turystyczne, po bokach płyty boiska całe zgrzewki wody do picia, dwa namioty - do przewijania dzieci i na rzeczy zagubione, duże kosze na odpady. Wszędzie widoczne niebieskie koszulki - wolontariusze. Na pierwszy rzut oka widać, że organizacja super, nie jest to dla mnie zaskoczeniem, bo nie była to moja pierwsza impreza organizowana przez kapłanów, ale miło, łatwiej się pracuje. Ktoś też pomyślał o zamknięciu dachu, pomyślałam, chwała mu za to, będzie cień - mniej zasłabnięć.
Po kilku rundach kolejne zaskoczenie - wszyscy się do siebie uśmiechają, są życzliwi, pomocni, w stosunku do nas również.

Padają pierwsze pytania, typu jak widzę uzdrowienia. No cóż, mnie na studiach uczono, że człowiek to nie tylko ciało ale i dusza, pierwszy kapłan szpitalny z którym się spotkałam na swojej drodze zawodowej mawiał: Pani Dr uzdrawia ciało, ja duszę, będziemy się wzajemnie uzupełniać i wspierać w imię dobra pacjenta. Ja tak pracuję do dziś, bo wiem, że wiara, dobre słowo, uśmiech często są najważniejszym lekarstwem, szczególnie w skrajnych przypadkach, kiedy medycyna jest bezradna, wiem, że bardzo trudno leczyć pacjenta, który psychicznie jest słaby.
Zaczęły się pierwsze drobne interwencje i tu miłe zaskoczenie, każdy dziękuje za pomoc z uśmiechem na twarzy, nikt nie powiedział, że jest SAM - jak nie z członkiem Rodziny, to z koleżanką, kolegą, wspólnotą. W pewnym momencie zaczęły się omdlenia, staraliśmy się dyskretnie obserwować leżących, ktoś z wolontariuszy chyba zauważył nasz niepokój, podszedł do nas i powiedział: "spokojnie, proszę się nie denerwować, wszystko jest w porządku". Pewna młoda Pani zauważyła, że cały czas albo chodzimy albo stoimy, podeszła z krzesełkiem, podziękowałam, mówię, że jesteśmy w pracy, więc nie możemy siedzieć. Ktoś z wolontariuszy podszedł do nas i zaproponował butelkę wody mineralnej. Pod koniec wieczornej mszy moja najważniejsza interwencja dotycząca dziecka, mama w ciąży bardzo zdenerwowana, tata opanowany, pomoc na miejscu w punkcie udzielona, dziecko jedzie do Szpitala - tego wymaga jego bezpieczeństwo i nagle mama dziękuje, że zrobiłam więcej niż do mnie należało - zauważyła, że wykonałam telefon do Szpitala, uprzedzając żeby czekali na małą pacjentkę. Szok - przecież na co dzień obywatelom wszystko się należy, oni na nas płacą.

Koniec, wszyscy spokojnie opuszczają Stadion, dziękują uśmiechem lub osobiście, podchodzą do nas kapłani, pytają, czy było dużo interwencji, jak nam się pracowało itd.
Moje najważniejsze wrażenia: atmosfera radości, wiary, spokoju, mnie również się udzieliła, uciekło precz zmęczenie po maratonie dyżurowym, dostrzeżono w nas ludzi, a nie tylko personel medyczny, który jest w pracy, całkowity brak pacjentów pod wpływem - super, wspaniała organizacja, no i tak czystego Stadionu po imprezie masowej to ja jeszcze nie widziałam.
Czy mi się podobało - tak, czy żałuję, że tam byłam - nie, czy zauważyłam uzdrowienie - tak, uzdrowiono moją duszę, wrócono mi wiarę w Polaka, że może być miły, uśmiechnięty, życzliwy, czysty, pachnący, otwarty na drugiego człowieka.

P.S.

W poniedziałek dyżur na SOR - inny Świat, realny, wiecie o czym mówię, ale spoko, przeżyłam, byli pacjenci którzy dziękowali za pomoc. A ja po prostu starałam się mieć uśmiech na twarzy i chociaż namiastkę tej atmosfery pracy jaka była na Stadionie Narodowym w sobotę.

Dr Małgorzata Perajska-Riemer.

Comments are closed.