Już od dawna miałem w planie okrążyć Tatry. Jazda rowerem na Mazowszu jest delikatnie mówiąc ?odmienna? niż kolarstwo na Podhalu. Wiele razy mogłem się o tym przekonać jeżdżąc rowerem górskim, jednak 200 km rowerem szosowym wokół Tatr wydawało się być abstrakcją.
Korzystając z upragnionego urlopu postanowiłem spełnić swoje pragnienia i urządzić rowerową przygodę, czyli jednodniowy wypad okrążając Tatry i robiąc ok. 200 km w górskim terenie;)
Jakoś specjalnie do wyprawy nie byłem przygotowany, tyle co miałem wyjeżdżone ok. 4000 km w nogach po mazowieckich drogach w tym roku. Jakby nie patrzeć nie jest to łatwa wycieczka, ważne aby mieć w miarę niezawodny sprzęt oraz być w dobrej kondycji fizycznej.
Warto przytoczyć trochę suchych faktów?
Trasa wiodła poprzez takie miejscowości jak:
Bukowina Tatrzańska - Łysa Polana - sedlo Pod Prislopom - Tatran. Kotlina Zdiar - Novy Smokovec - Strbske Pleso (1250 m n.p.m.) - Lipt.Hradok Pribylina - Liptovsky Mikulas ? Zuberec ? Habovka ? Oravice ? Vitanova - Sucha Hora ? Zakopane.
Wzrost wysokości ok. 2400 m
Spalone kalorie ok. 5000 cal
Temperatura 26 °C - 11°C
Wiadomo, że na tak długiej trasie nie może zabraknąć kryzysów. Były momenty, że wydawało się jakbym jechał już tylko dzięki silnej woli. Jednak motywacja w postaci nocowania na łonie natury, brak zabezpieczenia logistycznego oraz samotność na trasie spowodowały, że organizm przełączył się w pewnym momencie w tryb walki i przetrwania.
Już sam początek nie był dla mnie łaskawy. Nie wiem czego się spodziewałem, ale pogoda w górach i to w dodatku we wrześniu bywa bardzo kapryśna. Pierwsze 30 km i już żałowałem braku peleryny, przemoczony kontynuowałem podróż licząc, że obeschnę na trasie i prawie tak było?z mokrymi skarpetami jechałem do końca jeszcze jakieś 170 km. Kto miał kiedyś podobnie wie, że nie jest to miłe uczucie. Na szczęście humor dopisywał a ?noga podawała? więc starałem się o tym nie myśleć i zacząłem połykać kolejne kilometry i podziwiać cudowne widoki, których tu nie brakuje.
Za miejscowością Lpitovsky Mikulas ok. 110 km od startu postanowiłem zrobić postój bo głód zaczął dawać znać o sobie. A, że jestem wyznawcą zasady ?micha najważniejsza? zacząłem skupiać się na przydrożnych lokalach, reklamach, czymkolwiek co ma związek z jedzeniem. Decyzja padła na małą zaciszną pizzerie leżącą przy trasie niedaleko słynnej Tatralandii. Ledwo zdążyłem złożyć zamówienie a tu słyszę głos za jednego ze stolików
- jeśli kończysz już swoją podróż to zapraszam na kieliszek wina
Kolarz i w dodatku Polak, aż nadto szczęścia jakie mogło mnie spotkać. Po ciekawej rozmowie na tematy kolarskie i skosztowaniu pysznego obiadu w postaci pizzy postanowiłem kontynuować dalszą podróż (niestety jeśli chodzi o wino to musiało zaczekać;)). Wyżej wymieniony Kolarz z dużym bo dwudziestoletnim doświadczeniem przejeżdżający tą trasę dziesięciokrotnie pozdrowił mnie i ze słowami otuchy, że teraz to już ?prawie z górki? pożegnał.
I dopiero się zaczęło?.
Czegoś takiego w swojej karierze kolarskiej jeszcze nie miałem okazji przeżyć?
Do miejscowości Zuberec ciągnie się prawie 18 kilometrowy podjazd o nachyleniu 8-9% nieprzerwalnie nie dający odetchnąć nawet na chwile. Może nie byłoby dramatu gdyby nie w nogach już przejechane w podobnym terenie 120 km:-) Brakowało mi w tamtej chwili chyba wszystkiego, przełożeń w przerzutkach, świeżej energii po prostu mega kryzys. Nie raz w tamtej chwili miałem ochotę pieprz? rower w przepaść, usiąść gdzieś na kamieniu i uronić łzę;) Wiedziałem, że gdy pokonam ten fragment reszta dystansu nie powinna sprawiać już problemu. Tak też było?jeszcze czekał mnie tylko niewielki podjazd ok. 2 km z 9% nachyleniem przed miejscowością Oravice i kilka mniejszych 12% po drodze, które niesamowicie dawały w kość. Każdy podjazd kiedy ma się w nogach już przejechane 170 km jest trudny.
Zdziwiłem się kiedy najniebezpieczniejszą częścią podróży stał się fragment drogi po polskiej stronie od Chochołowa do Zakopanego. Słowacja jest pięknym krajem, dziewiczym, nie odkrytym, ruch samochodowy jest znikomy, prawdziwa mekka dla kolarzy. Natomiast góry po stronie polskiej jeszcze w dodatku w pobliżu Zakopanego przypominają największe kurorty nad morzem.
Wszędobylski ruch samochodowy, zgiełk przypomina czasami bardziej jarmark niż miejsce do spokojnego kręcenia na rowerze.
Ten fragment jechałem już w zupełnych ciemnościach i w deszczu, samochody miały mnie na ?żyletki?, nie czułem się za bardzo komfortowo.
Udało się dojechać do celu z czego jestem bardzo zadowolony. Obyło się bez defektu, ani żadnej kontuzji. Nie był to dystans najdłuższy jaki pokonałem jednorazowo ale zdecydowanie najbardziej wyczerpujący fizycznie.
Odprawa z zespołem.
Polecam trasę każdemu amatorowi kolarstwa. Jest wymagająca obfitująca w mega podjazdy i bardzo szybkie zjazdy, piękne widoki na okrasę powodują, że jest to moja ulubiona trasa, którą przejadę z pewnością jeszcze nie raz.
Do zobaczenia na trasie.
Pozdrower