Znaczącej większości pacjentów, których rejestruje w SOR nie pamiętam. W głowie pozostają tylko Ci stali bywalcy. Najczęściej Ci z zaburzeniami rytmu serca, niedokrwistością na toczenie i jakieś starsze babcie, które przy okazji wizyty na rynku podskoczą co tydzień ?na chwilę? aby się przebadać. Pamiętam jednak szczególnie mocno Pana Romana. Facet po pięćdziesiątce. Co sobota pojawiał się już o 6 rano ?na chemię?. Początkowo był jednym z wielu. Zapamiętałam go chyba dlatego, że ciągle mnie zagadywał siedząc naprzeciw w poczekalni. Był średniego wzrostu, rudawy, na początku jak kuleczka pod koniec niczym patyczek. Zwracał się Per Pani. Zawsze grzeczny i szarmancki. Opowiadał o tym czego jeszcze nie odwiedził, czego nie zobaczył, co chciałby zwiedzić i gdzie pojechać. Pokazywał zdjęcia z odbytych wojaży. Sam też miał przy sobie dobrej klasy aparat fotograficzny. I tak nie wiedząc czemu pstryknął mi kiedyś w sobotni poranek, tuż przed kolejną dawka chemii, zdjęcie. Później otrzymałam je. W dniu kiedy wręczył mi fotografię pożegnał się. Do następnego spotkania już nie doszło. Pan Roman zmarł.
Teraz kiedy jestem na SOR i siedzę naprzeciw jego krzesełka w poczekalni, na którym wyczekiwał na rejestrację przypomina mi się niebanalny pacjent.
Zbieżność imienia przypadkowa, historia prawdziwa.
Rejestratorka - załoga S.O.R.