Urok zimowych dyżurów i pozbywania się "babek" z domów... Babka 94 lata, czterdziestokilogramowy suchotnik, normalnie babka kiepska jako żywa, 7 lat absolutnej demencji. Kto tego nie doświadczył, ten nie zrozumie. Synek przywiózł i woła ratunku dla babki, bo on sobie już nie radzi. W pierwszej chwili - złość na synka, że nam taką kukułkę podrzuca, ale po chwili spędzonej z "babką", osobiście chciałam pisać do Prezydenta, żeby synkowi przyznał medal jakiś za cierpliwość dotychczasową nad babką.
Po krótkiej obserwacji chcieliśmy babkę na psychiatrię odesłać, ale synek kategorycznie zabronił. Że to niby nie godzi się. Pobraliśmy badania - babka zdrowa jak szesnastka. No, poza głową oczywiście. Chociaż patrząc na dzisiejsze szesnastki, to już sama nie wiem, kto ma gorzej głowę zepsutą.
Walka z babką trwała 7 godzin. Siedem godzin!!! w których babka cztery razy oddała kał, pięć razy mocz,(rezygnując z łazienki), zdążyła podrapać i pobić wszystkich, którzy byli zmuszeni cokolwiek przy niej zrobić. Przez ten czas prawdziwie podziwiałam jak babka wymyślała na mnie wszystkie możliwe nazwy od ?kurew po wszystkie Chrystusy i Maryje?. Wypluła z pomarszczonych, wysuszonych ust także całkiem twórcze i zaskakujące neologizmy. W końcu woła: "POLAKU!" I tym właśnie mnie najbardziej urzekła. Odwróciłam się, podeszłam do niej i mówię spokojnym, aczkolwiek mocno już zrezygnowanym tonem: "Antonina, k#wa, piłujesz tak na mnie już siódmą godzinę, głowa mnie już boli, nie mam siły do Ciebie", a Antonina-babka mówi skruszonym głosem: CZŁOWIEKOKOBIETO, miej litość nade mną.
I jak ma nie mieć litości CZŁOWIEKOKOBIETA?