MOJA PIERWSZA PRACA
Ratownik medyczny na plaży w Rowach
Nazywam się Wiktoria Ciołek, dwa tygodnie po uzyskaniu uprawnień do wykonywania mojego wymarzonego zawodu, jakim jest ratownik medyczny, otrzymałam pierwszą ofertę pracy. Moje marzenie spełniło się szybciej, niż mogłam się spodziewać. Zostałam ratownikiem na kąpielisku morskim w Rowach. Choć początkowo towarzyszył mi stres, zrozumiałam, że nie było to potrzebne, a doświadczenia, które zdobyłam, były bezcenne.
Gdy przybyłam na miejsce zwane bazą, kierownik przyjął mnie serdecznie. Pokazał mi obiekt oraz sprzęt, którym dysponowaliśmy. Po zapoznaniu się ze sprzętem i poznaniu współpracowników nowo poznane koleżanki oprowadziły mnie po okolicy. Pierwszego dnia pracy kierownik poprosił sterników, czyli osoby patrolujące morze na skuterach wodnych, by pokazali mi, jak działa system ratunkowy. To był również mój pierwszy raz na skuterze wodnym – niezapomniane przeżycie.
Każdego dnia o godzinie 9.00 rozpoczynała się odprawa ratowników, którą prowadził kierownik.
Ratownicy wodni poznawali wtedy, jaki kolor flagi będą mieli zawiesić na wieży. Biały oznaczał, że kąpiel w morzu będzie dozwolona, natomiast czerwony, że jest zabroniona. Ja najczęściej zostawałam na bazie i reagowałam z kierownikiem na wezwania lub wyruszałam na patrol wraz ze sternikiem. Jednego dnia po zakończonym patrolu zostałam na plaży, na jednej z wież, i koledzy i koleżanki pokazali mi, jak wygląda ich praca na piachu.
Kąpielisko składa się z siedmiu wież, na każdej z nich stacjonuje trzech ratowników wodnych. Ich praca polega na obserwowaniu kąpieliska i plaży. W przypadku zauważenia osoby topiącej się jeden z ratowników rusza na pomoc, drugi go wspomaga, a trzeci obsługuje radio, informując kierownika o przebiegu akcji. Ja, wraz z kierownikiem, docieram na miejsce na quadzie.
Pierwsze wezwanie, które otrzymałam, brzmiało: „akcja na 07, dziecko w wodzie”. W drodze na miejsce byliśmy w stałym kontakcie z operatorem radiowym. Kilka metrów przed dotarciem na miejsce usłyszeliśmy przez radio: „akcja odwołana, dziecko siedzi z mamą na kocyku”. Poczułam wielką ulgę, że nikomu nic się nie stało. Drugi incydent dotyczył obcokrajowca z urazem stawu barkowego. Moje zadanie polegało na ustabilizowaniu urazu i odesłaniu poszkodowanego na SOR w celu dalszej diagnostyki.
Wieczory spędzaliśmy wszyscy razem. Integrowaliśmy się na plaży przy długich rozmowach, podziwiając zachody słońca.
Każdy dzień przynosił nowe wyzwania i niespodzianki. Poznałam wielu wspaniałych ratowników, zarówno zawodowo, jak i prywatnie.
To wspaniałe doświadczenie nauczyło mnie odpowiedzialności i współpracy.
Nie żałuję, że podjęłam taką pracę jako pierwszą. Mam nadzieję, że w przyszłych sezonach znów będę mogła wrócić do tego miejsca.