Przypadek kliniczny nr 31. Pożar

Długo zbierałem się do napisania tego przypadku. Trudno mi było rozpocząć pisanie bo historia ta dotyka spraw wrażliwych, delikatnych, głęboko ludzkich i z pewnością pozostanie na długo w pamięci. Opis tego przypadku traktuję bardziej w kategoriach podzielenia się emocjami jakie towarzyszyły nam na owym dyżurze niż suchą analizą merytoryczną. (Dla czytelnego zrozumienia sytuacji podaje przypadkowe imiona pacjentów).

Godzina 23:50 na SOR wjeżdża czwórka dzieci przywieziona z pożaru kamienicy. Tylko czwórka... dwojgu pozostałym jak się później okazało "nie udało się":(. Duże wyzwanie nawet dla najbardziej doświadczonego zespołu RM czy SOR wymagające skupienia, sprawnej organizacji, komunikacji i pohamowania w emocjach.

Na poczekalni SOR jeszcze z tuzin pacjentów, informację o potrzebie wydłużonego oczekiwania na wejście do lekarza ze względu na charakter zdarzenia przyjmują ze zrozumieniem i wyrysowanym na twarzy współczuciem. Jeszcze tylko krótki rozdział ról i podział pracy. Do pomocy przychodzi drugi lekarz pediatra i oczywiście lekarz SOR.

Wjeżdża 2,5 letnia Ola z 3,5 letnim bratem Mateuszem. Dzieci płaczą, są przerażone i wystraszone. W powietrzu od razu wyczuwa się swąd spalenizny. W ciągu kolejnych 10 - 15 min przyjeżdża jeszcze dwójka rodzeństwa, 5- letnia Kasia, 8- letni Adrian. Te starsze są tylko przerażone.

Z wywiadu wiemy, że w mieszkaniu starej kamienicy pojawił się ogień narażając ich mieszkańców na działanie CO i oparzenia. Jak później wykazało śledztwo pożar był wynikiem niesprawnej instalacji grzewczej. Mieszkanie w znacznej mierze spłonęło.

W badaniu dzieci wykluczono obrażenia oparzeniowe i inne. Pacjentom w obecności ich opiekuna (cioci) pobrano krew na morfologię, biochemię, koagulogram oraz gazometrię, w tym badanie oksymetryczne. Wykonujemy rutynowo zapis ekg. Wszystkie dzieci z włączoną tlenoterapią bierną ze względu na obniżone wartości SpO2 choć nie bez kłopotu ponieważ najmłodsze ciągle płaczą. Pacjenci stabilni. Pozostałe parametry zasadniczo w normie, ale myślimy co przyniesie oksymetria i jaki będzie poziom karboksyhemoglobiny.

Organizujemy łóżka w sali obserwacyjnej, gdzie ich przewozimy izolując od pozostałych pacjentów. Starsze rodzeństwo próbuje uspokajać młodsze, nad wszystkim czuwa ciocia. Stara się nie płakać, choć odpowiadając na pytania widać jak łzy spływają jej po policzkach. Gdzieś w nas też coś się łamie zaczyna drżeć głos a w oczach wilgotno. Osobiście przygryzam policzki żeby nie dać poznać "słabości". Najmłodsze dzieciaki dostają zabawki. Emocje choć na chwilę udaje sie uspokoić. W trakcie pobytu dzieci monitorowane HR, BP, SpO2 oczywiście tlen na masce niczym piloci w odrzutowcu - tak staramy się wytłumaczyć konieczność utrzymania maski naszym milusińskim. W badaniach oksymetrycznych cechy zatrucia CO i wskazania do leczenia terapią hiperbaryczną. W oczekiwaniu na przyjecie do oddziału pediatrii pojawia się ojciec naszych pacjentów. Kilka czułych gestów z dziećmi i pytań o ich stan zdrowia. Wkrótce wszyscy zostali przyjęci.

Comments are closed.