Wirówka

Szpitalny Oddział Ratunkowy. Wymarzone miejsce pracy dla młodego ratownika. I często przez nich znienawidzone. Pracują, bo muszą. Z czasem - bo chcą. Są tacy, co bez SORu żyć nie mogą. Wyjątki.

Trafiają zaraz po dyplomie. Obowiązkowo na ?casting?. Bez tego nie przyjmiemy nikogo. Ratownicy z licencjatem mówią, że uczyli się z doktorami co daje im wyższość nad tymi po studium. Ci po studium twierdzą, że są niezastąpieni, bo maja dużo praktyki. Wszyscy są w błędzie. Krótkie pytanie o krzywą dysocjacji hemoglobiny powoduje konsternację, reakcję stresową, bunt. Po co to ratownikowi? W sumie po nic, ale daje pogląd na to, jak kandydat reaguje na sytuację nietypową, czy potrafi wyznaczyć granicę własnych kompetencji, czy może będzie brnął bez pokory w bagno własnej ignorancji. Też taki byłem 13 lat temu. Po dyplomie pierwsza praca w Izbie Przyjęć. Pierwsze sukcesy, zresuscytowani pacjenci, zdiagnozowane złamania, zakłute żyły czy tętnice. Wtedy to były sukcesy. Ratownik miał status trochę lepszego noszowego ewentualnie pomocnika gipsiarza. Sukcesy, i tu się nic nie zmieniło, zabijają ratowniczą czujność, dają złudne poczucie panowania nad sytuacją, upajają pozorną łatwością ich osiągania. Z czasem, a może wzrastającą liczbą niepowodzeń, przychodzi refleksja, że pacjent jest wielowymiarowy, że szczegóły w jego ?obróbce? mają decydujące znaczenie, że warto podpatrywać starszych kolegów, czasami przemilczeć ich uszczypliwe uwagi i czytać. Dużo czytać i wyciągać wnioski. Nigdzie nie ma takiej możliwości ćwiczenia badania i weryfikacji własnych obserwacji.

IMG_0007r

IMG_0008r

IMG_0011r

IMG_0022r

 

 

Niepowodzenia to druga strona medalu. Zaprzeczamy, twierdzimy, że był nie do uratowania, że BÓG tak chciał, że ci z pogotowia zawalili sprawę, że zrobiliśmy wszystko. Gó...no prawda. Zawsze jest coś jeszcze do zrobienia, poprawienia. O wiele łatwiej, gdy ktoś po akcji nam o tym powie, gdy w SOR pracuje autorytet wyznaczający drogę. Czasem to Wasz szef, lekarz, kolega ratownik a czasem pielęgniarka. Jeżeli nie ma takiej osoby, Wasza droga i siłą rzeczy droga Waszych pacjentów staje się kręta.

Początki są zawsze trudne. Nagromadzenie sprzętu, praca w dużym zespole o silnie zaznaczonej hierarchii, czasami niechęć do ?młodych? i jakby tego było mało - ratowników. Kilkunastu pacjentów przyjmowanych w ciągu godziny. Potem opiekujesz się nimi przez kolejnych kilkanaście. Kilkaset metrów powierzchni, kilkadziesiąt nowych urządzeń. I to co w SOR charakterystyczne ? zmęczenie. Nie ma czasu odpocząć, o łóżku zapomnij. Gdy chcesz coś zjeść, szef mówi Ci, ze wczoraj przecież jadłeś. Jest jeszcze tyle do zrobienia.

Ile można żyć i pracować w galopie? Kilka lat. Kilkanaście jeżeli ktoś ma ADHD. Przychodzi czas rozejrzeć się za inną, spokojniejszą pracą. Z kwalifikacjami nabytymi w SOR nie jest to trudne. Nie ważne, co masz na dyplomie, ile procent i jaką ocenę. Dałeś radę w SOR. Wytrzymałeś trzy czy pięć lat. To nobilitacja. Dasz sobie radę wszędzie.

ratunek

ratunek1

Comments are closed.