Dzień II – Choroba zakaźna

choroba_zakazna_1Dawno, dawno temu, gdzieś w odległej części Polski, było sobie pogotowie. Takie zwyczajne, jak to drzewiej bywało - zamiast karetek jeździły wtedy jeszcze duże fiaty 125p kombi. Czasami trafił się najnowszy cud techniki rodem z warszawskiego fso, jakim był wtedy polonez. Macie pojęcie, jakim wyzwaniem było w takim pojeździe udzielić pomocy pacjentowi? albo np. odebrać poród? Trzeba było wykazać się naprawdę dużą pomysłowością i gibkością ciała. Zaczynałem wtedy dopiero pracę i z podziwem patrzyłem na starych wyjadaczy. Czuło się,  że byle co takiego nie zaskoczy, że poradzi sobie w każdej sytuacji.

No i właśnie jeden taki doktor, co to już przepracował pół wieku i widział wszystko, pojechał w środku zimy do chorego na wesele, na wieś. Jechał coś koło godziny, bo to i ślizgawica, i daleko było, i wezwanie mało naglące - kałdun żnie (dla nieobeznanych z gwarą tamtych okolic: boli brzuch).

choroba_zakazna_2

Ambulans R (reanimacyjny, Nysa), Fiat kombi ambulans ogólny.

Dojechali tak coś tuż po oczepinach, więc trudno było znaleźć kogoś, z kim dałoby się nawiązać kontakt słowno-logiczny, ale już po 15 minutach namierzyli tego, co wzywał. Po następnych 15 minutach znaleźli chorego. Pod stołem. Trochę czasu trwało, zanim go dobudzili, ale się udało. Zebranie wywiadu i badanie też nie było łatwe w tych okolicznościach. Okazało się, że brzuch to go boli już od kilku lat i to nie jest żaden problem. Natomiast prawdziwym powodem wezwania było to, że skończyły mu się czopki na przeczyszczenie i chciał receptę, więc we dwóch uradzili, że wezwą doktora tutaj, bo przecież jak samemu jechać skoro zima, ślizgawica i do lekarza do ośrodka daleko...

I wiecie, co ten stary doktor zrobił? Nie denerwował się, nie krzyczał, tylko wyciągnął bloczek recept, przepisał lekarstwo i spokojnie kazał przygotować pośladek do zastrzyku. Powiedział, że to taki specjalny, francuski - z darów. Trochę bolesny, ale skuteczny.

Po iniekcji chory długo leżał blado-siny. Potem powoli, bardzo powoli, podniósł się i ostrożnie ciągnąc nogę za sobą, oddalił się pojękując. A lekarz z kamienną twarzą zwrócił się do wzywającego karetkę, wskazał łóżko i zaprosił gestem: teraz Pan...

- Ja!? Przecież mi nic nie dolega! - wykrzyknął z przestrachem zagadnięty

- Nie szkodzi - uśmiechnął się doktor - to jest zakaźne.

Autor: Xnivos

Comments are closed.